W połowie sierpnia 2003 roku po wielu trudach rozpoczęła się wyprawa naukowo- badawcza studentów geodezji na Spitsbergen, która jest kontynuacją oraz rozwinięciem pomiarów geodynamiczych z 1988 roku. Przedsięwzięcie zostało zrealizowane przez Ogólnopolski Klub Studentów Geodezji z pomocą trzech wyższych uczelni, wielu instytucji państwowych oraz firm, które wsparły wyprawę finansowo i sprzętowo. Uczestnikami wyprawy byli studenci geodezji Politechniki Warszawskiej, Akademii Rolniczej z Wrocławia i Akademii Górniczo-Hutniczej z Krakowa oraz przedstawiciele firmy Nadowski jako pomoc techniczna oraz merytoryczna wyjazdu. Opiekunem naukowym był uczestniczący w wyprawie dr inż. Zdzisław Kurczyński, który koordynował działania całej grupy.
Dlaczego Spitsbergen?
Pomysł zorganizowania wyprawy podsunął nam dr Andrzej Pachuta,
który był uczestnikiem I Naukowej Wyprawy Wydziału Geodezji i Kartografii
Politechniki Warszawskiej w 1988 roku. Program ówczesnych badań obejmował pomiar
osnowy geodynamicznej, która miała być podstawą do późniejszych badań ruchów
struktur tektonicznych. Na teren badań wybrano fiord Hornsund w południowej
części Spitsbergenu Zachodniego. Analiza budowy geologicznej oraz pomiarów
sejsmicznych wskazywała na możliwość wystąpienia przemieszczeń poszczególnych
struktur. W związku z tym w 1988 roku założono osnowę składającą się z 8 punktów
rozmieszczonych w miejscach reprezentatywnych dla poszczególnych struktur
fiordu. Do stwierdzenia jakichkolwiek zjawisk konieczna była kolejna seria
pomiarów, którą wykonaliśmy w ramach tegorocznej wyprawy.
Jednym z podstawowych zadań wyprawy jeszcze przed jej
rozpoczęciem było wybranie optymalnej metody pomiarowej gwarantującej wysoką
dokładność w trudnych warunkach pogodowych. Podjęliśmy decyzję, że pomiar
przeprowadzimy technologią GPS głównie ze względu na pogodę, która całkowicie
mogłaby uniemożliwić pomiar metodami klasycznymi poprzez brak widoczności
pomiędzy punktami, co jest częste o tej porze roku na Spitsbergenie.
Przygotowania
Realizacja pomysłu wyprawy trwała przeszło rok i związana była
z różnymi trudnościami, które udało nam się rozwiązać dzięki zaangażowaniu wielu
życzliwych osób. Upór i determinacja doprowadziły do tego, że znaleźliśmy środki
finansowe potrzebne na wyposażenie wyprawy. Konieczne było zakupienie
specjalistycznego ekwipunku, który jest niezbędny w warunkach polarnych.
Przykładem może być problem broni, która jest niezbędna podczas poruszania się
po Spitsbergenie. Każdy z nas podczas poruszania się poza ośrodkami ludzkimi
musiał mieć ze sobą strzelbę na wypadek ataku niedźwiedzia polarnego, który nosi
nie bez powodu miano “króla Arktyki”. Użycie broni jest jednak ściśle
kontrolowane i każdy przypadek zastrzelenia niedźwiedzia jest wnikliwie badany
przez władze gubernatora.
Musieliśmy także uzyskać pozwolenie gubernatora Svalbardu na
wykonywanie badań i poruszanie się poza miastem Longyerbyen, ponieważ w
większości wyspa jest chroniona jako park narodowy lub jako rezerwat ścisły.
Także ze względów bezpieczeństwa istotne jest wskazanie terenu badań, ażeby w
razie wypadku ograniczyć teren poszukiwań do jednego z kilkunastu rejonów
wyspy.
Trudnym zadaniem było przygotowanie potrzebnego sprzętu
pomiarowego, ponieważ mieliśmy dużo znaków zapytania dotyczących zarówno pobytu
jak i samego pomiaru. Dzięki uprzejmości Instytutu Geofizyki Polskiej Akademii
Nauk mogliśmy wykorzystać znajdującą się tam Stację Polarną PAN jako nasz sztab
dowodzenia. Byliśmy technicznie przygotowani do zakwaterowania w namiotach w
pobliżu bazy, jednakże przed samym wyjazdem dowiedzieliśmy się, że dla
wszystkich znajdą się miejsca w stacji. Było to spore udogodnienie dla nas gdyż
pogoda w tamtych rejonach o tej porze roku może płatać różne figle.
Wiele problemów technicznych związanych z samym pomiarem
wyniknęło już podczas prac w terenie. Nie mogliśmy wszystkich tych problemów
przewidzieć w Polsce nie znając do końca realiów, jakie panują na Spitsbergenie.
Wszystko musieliśmy przygotować na podstawie opowieści i przypuszczeń osób,
które tam były i które poznały to specyficzne polarne życie.
Wyjazd
Transport ludzi i sprzętu odbywał się w dwóch grupach. Ze
względu na ilość sprzętu zbyt kosztowny byłby jego transport lotniczy, więc
skorzystaliśmy z rejsu statku szkoleniowego Wyższej Szkoły Morskiej Horyzont II,
który na początku sierpnia wypływał z Gdyni z letnim zaopatrzeniem dla Stacji.
Razem z naszym sporym bagażem popłynęło dwóch uczestników, którzy po przeszło
tygodniowym rejsie dotarli na miejsce. Druga grupa wyleciała 14. sierpnia
samolotem z Warszawy przez Kopenhagę, Oslo do Longyerbyen, które to miasto jest
stolicą całego archipelagu Svalbard. Po szybkim zwiedzaniu miasteczka
zaokrętowaliśmy się na czekający na nas statek Horyzont II, który wcześniej
zostawił swój ładunek w Stacji PAN w Hornsundzie. Podczas naszego
dwunastogodzinnego rejsu podziwialiśmy urokliwe fiordy i wysokie na kilkaset
metrów skaliste szczyty. Na miejscu czekało nas gorące powitanie przez
mieszkańców bazy, z którymi mięliśmy spędzić następne kilka tygodni.
Niespodzianką było niezwykłe spotkanie naszego opiekuna z obecnym kierownikiem
bazy Krzysztofem Migałą, z którym spotkali się kilkanaście lat wcześniej na
Spitsbergenie podczas wymiany ekipy zimującej w stacji. Kolejnym zaskoczeniem
było zjawisko dnia polarnego, o którym każdy z nas się uczył na lekcjach
geografii, a które jest trudne do pojęcia dla mieszkańca naszych szerokości
geograficznych. O tej porze roku słońce jeszcze nie chowa się poniżej linii
horyzontu, co sprawia że mamy wrażenie że dzień się nigdy nie kończy. Słuchając
opowieści polarników o życiu pod biegunem zauważyliśmy, że pomimo bardzo późnej
pory na zewnątrz ciągle świeciło słońce. Tutaj zmęczenie organizmu, a nie
ciemność wyznaczało porę kiedy należy położyć się spać.
Pobyt
Po zapoznaniu się z zasadami panującymi w bazie zabraliśmy się
za przygotowania do pomiarów. Już na samym początku okazała się niezbędna pomoc
ze strony mieszkańców stacji. A to za sprawą tego, że jedyną możliwością
poruszania się po terenie naszych badań było pływanie łodziami lub pontonami.
Samodzielnie nie byliśmy w stanie pływać w tak po tak niebezpiecznym akwenie i
jeden z pracowników Stacji rozwoził nas na mierzone punkty. Wyjeżdżając z Polski
mieliśmy obawy czy będziemy w stanie zlokalizować punkty osnowy geodynamicznej
założonej przez wyprawę sprzed 15 lat. Na podstawie bardzo przybliżonych opisów
trudno byłoby odnaleźć punkty, tym bardziej że nie wiadomo czy przetrwały one do
dnia dzisiejszego. Punkty w pobliżu bazy szczęśliwym trafem oraz geodezyjnym
“nosem” znaleźliśmy od razu pierwszego dnia. Z punktami po drugiej stronie
fiordu były większe problemy. Na podstawie współrzędnych punktów nadanych im na
poprzedniej wyprawie postanowiliśmy odszukać pozostałe punkty z wykorzystaniem
techniki GPS RTK. Do tego celu wykorzystaliśmy odbiorniki GPS w połączeniu z
radiomodemami Satel 3AS EPIC udostępnionymi nam przez firmę Astor Sp. z o. o.
Dzięki ich pomocy odnaleźliśmy sprawnie resztę punktów, co pozwoliło rozpocząć
pomiar. Ze względu na niestabilnośc atmosfery oraz wymaganą wysoką dokładność
pomiaru ustaliliśmy że sesje pomiarowe będą trwały po dwie doby. Punkty osnowy
geodynamicznej były stabilizowane jako mosiężne głowice umożliwiającą wymuszone
centrowanie. My jednak z uwagi na prawdopodobieństwo wystąpienia niepożądanych
odbić sygnałów zdecydowaliśmy się na ustawianie anten na standardowych
statywach. W trakcie pomiarów okazało się że i ten sposób nie jest doskonały. W
głównej przeszkodzić nam mogły wiatry, które ze względu na specyfikę warunków
klimatycznych Spitsbergenu osiągają prędkości przekraczające 200 km/h. Podczas
naszego pobytu w ciągu kilku godzin rozszalała się wichura o prędkości wiatru do
100 km/h, co wzbudziło nasze obawy o sprzęt. Na szczęście wszystko było w
porządku, a kontrola centrowania potwierdziła, że statyw, z solidnie obłożonymi
nogami nie zmienił swojego położenia. Ze względu na duże odległości pomiędzy
punktami oraz ograniczone możliwości pływania łodzią podzieliliśmy się na ekipy
pomiarowe, które mieszkały w domkach traperskich, z których kontrolowały pracę
odbiorników. Wycieczki na punkt zajmowały sporo czasu gdyż zazwyczaj punkty były
oddalone od chatek. Zważając na to że sesje trwały co najmniej 2 dni to
mieszkanie w tych domkach pozwalało przeżyć niejednokrotnie prawdziwą traperską
przygodę, w zupełnej izolacji od świata zewnętrznego. Domek taki zwany z
norweskiego “hus” był wyposażony w piec oraz w racje żywności pozwalające
przeżyć kilka dni. Spanie w “husach” wiązało się także z pewnym
niebezpieczeństwem, czego niektórzy z nas byli świadkami. Domki położone w
niewielkiej odległości od plaży były ustawione na trasie marszu niedźwiedzi,
które w poszukiwaniu żywności wychodziły z wody. Pewnego razu taki “misiu”
zainteresował się jednym z naszych odbiorników i zaczął obwąchiwać statyw z
anteną. Salwa w powietrze z amunicji hukowej skutecznie odstraszyła
nieproszonego gościa, który leniwym krokiem poczłapał w swoją stronę. Później
spotykaliśmy jeszcze niedźwiedzie polarne, które na całe szczęście były
przyjaźnie do nas nastawione i nie chciały sobie z nas zrobić obiadu.
W wolnych chwilach urządzaliśmy sobie wycieczki, dzięki czemu
poznaliśmy przyrodę fiordu, która pomimo niegościnnego klimatu jest bardzo
bogata i urozmaicona. Przyjeżdżając na koniec lata spotkaliśmy jeszcze ostatnie
kwiaty, które sprawiają że tundra nabiera różnorakich barw. Wyżej położone
piętra składają się z różnych gatunków mchów i porostów, które tworzą na
powierzchni skał niepowtarzalny, kolorowy, miękki dywan, który zapada się pod
butami wędrowca. I tak największych przeżyć dostarczało spotkanie z
zamieszkującymi tamte rejony zwierzętami. Fiord Hornsund jest siedliskiem wielu
gatunków ptaków. Najliczniejsze ptaki w Hornsundzie to planktonożerne alczyki
(traczyki lodowe), gnieżdżące się w kamiennych osypiskach na stokach nadmorskich
gór, ich liczebność na Spitsbergenie szacowana jest na kilkaset tysięcy do dwóch
milionów. Rybożerne mewy trójpalczaste, nurzyki polarne, nurniki białoskrzydłe i
fulmary gniazdują na skalnych półkach w wielkich koloniach liczących w rejonie
Hornsundu po kilka tysięcy par. Od kilku lat można spotkać w rejonie Stacji PAN
stada reniferów, których obecność wcześniej była rzadkością. Podchodziliśmy do
nich na odległość kilkunastu metrów gdyż człowiek nie jest dla nich zagrożeniem
ze względu na zakaz polowań na terenie całego Spitsbergenu. Podczas naszych
przepraw łodzią przez fiord często spotykaliśmy foki, które z zaciekawieniem się
nam przyglądały i podpływały bardzo blisko łodzi. Niektórzy mieli szczęście i
okazję zaobserwować przepływające przez fiord majestatyczne walenie białe
(biełuchy). Dzikość przyrody oraz możliwość obcowania z nią dostarczyła nam
wielu emocji i niezapomnianych wrażeń.
Dużej dawki adrenaliny dostarczyły także niektórym z nas
wycieczki na lodowiec, które za zwyczaj odbywały się kilkuosobowych grupach i
związane były z badaniami prowadzonymi przez członków XXVI Wyprawy PAN. Pomiary
tachimetryczne oraz glacjologiczne związane były z przejściem większości
lodowców na terenie południowego Spitsbergenu. Do pokonywania tych ogromnych pól
lodowych konieczne było używanie sprzętu alpinistycznego, który pomagał
przeprawiać się przez obszary pełne szczelin i niebezpiecznych studni. Szumiąca
na ich dnie woda oznajmiała złowrogo, że najdrobniejszy błąd skończyłby się
tragicznie w 50 metrowej otchłani. Dodatkowym utrudnieniem była zmieniająca się
pogoda, która w ciągu kilku godzin potrafiła zasnuć cały lodowiec mgłą. W takiej
sytuacji jedynym ratunkiem były ręczne GPS-y, które pozwalały orientować się w
tym terenie.
Wykonaliśmy także kilka zadań pomiarowych na terenie Stacji
PAN, dla której zmierzyliśmy nowopowstałą instalację paliwową oraz zbiorniki na
olej napędowy zamontowane w tym roku. Przy okazji pomiarów powykonawczych
instalacji pomierzyliśmy także pozostałe zabudowania bazy dzięki czemu można
będzie opracować aktualną mapę zasadniczą terenu stacji. Dla potrzeb służb
magnetycznych wyznaczyliśmy azymut geograficzny nowych stanowisk, który posłuży
w przyszłości do wyznaczenia inklinacji magnetycznej w rejonie Hornsundu. Brak
porozumienia pomiędzy konstruktorami i geodetami doprowadził do dość znacznych
utrudnień przy pomiarze, gdyż filary, na które przenosiliśmy współrzędne
schowane były za drzwiami wejściowymi, których nie dało się zdemontować. W końcu
jednak poradziliśmy sobie i z tym problemem, co umożliwiło prowadzenie dalszych
badań.
Powtórzyliśmy także pomiary fotogrametryczne czoła lodowca
Hansa. W tym celu wykonaliśmy dwie serie skierowanych zdjęć naziemnych w jak
najdłuższym okresie czasu. Opracowanie zdjęć oraz ich obróbka pozwoli na
określenie regresji czoła lodowca na przestrzeni kilkunastu lat. Dalsze
opracowanie wyników będzie prowadzone już w Polsce.
Reasumując, wyprawa studentów geodezji pozwoliła na ponowne
pomiary, na podstawie których będzie możliwe określenie ruchów struktur
geologicznych w obrębie fiordu, a także możliwości wykorzystania technik
satelitarnych w tych odmiennych warunkach widoczności satelitów oraz wzmożonej
aktywności jonosfery. Było to dla nas niezapomniane doświadczenie, które
wyzwoliło w nas nieodpartą chęć powrotu w tą przepiękną, nieskażoną arktyczną
krainę. Składamy serdeczne podziękowania firmie Nadowski, firmie ASTOR oraz
wszystkim, którzy zaangażowali się w realizację wyprawy i bez których ta wyprawa
nie doszłaby do skutku.
Autorzy: Adam Domagała, Szymon Wajda,
studenci :
Ewa Wielgosz, Marta Boroń, Gosia Piskorz, Andrzej Pałubski,
Artur Adamek, Mariusz Adamczyk, Michał Sagan, Marcin Cysewski, Leszek
Szymała,
Oraz opiekun naukowy grupy
Dr inż. Zdzisław Kurczyński
Galeria zdjęć z wyprawy |
cześć Dodane przez Gość w dniu - 2006-03-02 15:15:17 czesć jestem Michał.
|
Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą pisać komentarze. Prosze zaloguj się i dodaj komenytarz. Powered by AkoComment 1.0 beta 2! |